Kwintesencja kiczu i tandety. Nawet jak na rok 1988 film wygląda po prostu tragicznie. Jeśli porównamy go do wyprodukowanych wcześniej "Akademii Pana Kleksa " i "Podróże Pana Kleksa" to dojdziemy do wniosku, że to jakiś upośledzony, młodszy brat. Można go śmiało postawić w jednym rzędzie z takimi potworkami jak "Pan Samochodzik i niesamowity dwór" albo "Latające machiny kontra Pan Samochodzik". Już jako dziecko, w połowie lat 90' zdawałem sobie sprawę, że te filmy są słabe i ktoś chyba sobie ze mnie kpi. Max Benson nosi na szyi rurę od odkurzacza, która nie jest do niczego podpięta, potwory na jednej z planet (?) wyglądają tak śmiesznie, że nie są w żaden sposób przerażające. Mogą wystraszyć co najwyżej kogoś, kto nigdy nie widział filmu albo przybył tutaj z początku wieku i uciekał na widok pociągu wjeżdzajacego na stację. Jeden wygląda nawet jak fragment kobiecej waginy. Piosenki o wiele gorsze od tych, które znamy z poprzednich filmów. Potworki u gubernatora Karmello też wykonano w prostacki sposób. "Labirynt", w którym uwięziono naszych bohaterów to już powód do śmiechu. Znowu potwory wyglądają jak upośledzone istoty wyjęte z kontenera na śmieci albo kilka szmat połączonych w pięć minut przez technicznych. Potem mamy dzieciaki strzelające laserem (!!!) z palców. Film "Pan Kleks w kosmosie" jest prostacką kontynuacją przygód Pana Kleksa, jest okropnie wykonany. Nawet w 1988 robiono lepsze filmy. Nawet w Polsce! Ba, "Podróże..." są lepiej wykonane niż pajacowanie w kosmosie. Rozumiem sentyment, ale trzeba być obiektywnym. Dzisiaj ten film oglada się raczej z przymrużeniem oka. Dzieciakom może się nawet podobać, ale dorośli powinni zauważyć to, że mają do czynienia z kiczem, przedstawicielem kina campowego, ze straszną kaszaną...
Bardziej od tandetnych efektów specjalnych, kłują w oczy potężne dziury fabularne i liczne nielogiczności. Jako dziecko można było tego nie zauważyć, ale teraz jak to oglądam, to tylko sentyment trzyma.
Piosenki faktycznie również gorsze, ale przecież i w "Podróżach" z tym już różnie bywało. Chyba jedyny kultowy kawałek z "Pana Kleksa z kosmosu" to piosenka dyrektora szkoły pt. "dyscyplina". No normalnie kwintesencja PRL-owskiego systemu edukacji...