Nie podobał mi się wątek z uzdrowicielem Hunterem, który w ogóle uważam za niepotrzebny, a pomysł by go zagrał nieżyjący ojczym głównego bohatera, za nieudany. Scenarzysta zbyt łatwo, moim zdaniem, przechodzi do porządku po wybryku Janka na koniec swojego przemówienia (możemy się tylko domyślać, że sprawę zatuszował tatuś) i całkowicie pomija dalsze losy Nadii (jakby przestała nagle istnieć). Film miał być ponoć tragikomedią, niestety z komedii zostało w nim niewiele, albo zgoła nic.
Lubię opowieści smutne, ale nie wulgarne.
No jak to "sprawę zatuszował tatuś"??? Młody poszedł w kamasze zamiast do dyplomacji (choć to nie zostało pokazane... no ale wątpliwe, żeby uciekł żandarmom). Zaś Nadia faktycznie "przestała istnieć" dla Janka, nieprawdaż?
Nadia "przestala istnieć ", tak nim pokierowano, dlatego był taki zgorzkniały w dorosłym życiu.